10/20/2015

Siedemnaście

- Podaj mi młotek, Jane. 

Westchnęłam i sięgnęłam po narzędzie, po czym podałam go tacie, który niebezpiecznie stał na niskiej drabince twarzą do ściany. Normalnie nie powiedziałabym, że stanie na trzystopniowej drabinie jest niebezpieczne, ale z moim ojcem nigdy nic nie wiadomo. 

Obserwowałam go jak mruży jedno oko i ostrożnie wbija gwóźdź w ścianę z najwyższą precyzją. Usiadłam na podłodzę podpierając brodę dłońmi. 

Nadal miałam szlaban, a minął tydzień. 

Jeździłam samochodem tylko do i ze szkoły. Dosłownie, dwa miejsca w których byłam przez cały ten tydzień, to szkoła i dom, okazjonalnie zatrzymując się przy jedynym McDonald's w mieście na frytki i shake'a. 

Wiem, że brzmiałam jak marudząca nastolatka, ale taka właśnie jestem. I mam to gdzieś. Po prostu chciałam z powrotem moje auto żeby wydostać się z tego odludnego starego domu i moich przenudnych i irutujących rodziców. 

Promyczek słońca ze mnie, prawda?

- Dobra, podaj mi zdjęcie nas pod Empire State. 
Zmarszczyłam nos. 
- Nie znoszę tego zdjęcia. 
- Nie znosisz wszystkich zdjęć. Podaj mi je, proszę. 

Westchnęłam teatralnie i wręczyłam mu oprawioną fotografię, po czym on ostrożnie powiesił je na ścianie. Odchylił się delikatnie mrużąc oczy i poprawiając ramkę. 

- Idealnie. - Odparł z uśmiechem. Pochylił się nade mną. - Masz farta, że twój ojciec jest tak dobry w urządzaniu domu.  
- Ależ ze mnie farciara. - Powiedziałam monotonnie. 

Zignorował mój sarkazm biorąc kolejny gwóźdź, po czym zszedł z drabinki żeby ją przesunąć. 

- Czy mogę już wziąć kluczyki od samochodu? - Jęknęłam. - Minął już tydzień, a nawet nie zrobiłam nic złego. 

Parsknął. 
- A urywanie się ze szkoły i przyjechanie do domu po dwunastej w nocy? Nadal nie wiemy gdzie pojechałaś. 
- Już wam mówiłam, pojechałam się przejechać, musiałam... oczyścić umysł. 
- Mogłaś to zrobić po szkole i przyjść do domu na obiad. 
- Przeprosiłam was, tak? Proszę, czy chociaż mogę... 

Tata przerwał mi wbijając kolejny gwóźdź w ścianę, ale usłyszeliśmy dziwny dźwięk - głuche uderzenie odbijące się echem. 

Oboje wpatrywaliśmy się w ścianę. 

- Co to było do jasnej anielki? - Mój ojciec zmarszczył brwi. 

- Może natrafiłeś na belkę. - Powiedziałam. 

- Nie, to by brzmiało inaczej. - Odłożył młotek i przytknął ucho do ściany. Zapukał w nią głośniej i usłyszeliśmy ten sam dźwięk, z tym że był trochę miększy niż poprzednio. 

- Jest pusta. - Zadeklarował. 
- Pusta? 
- Ta, więc chyba musimy powiesić resztę na dole. Przynajmniej część z nich tutaj...
- A dlaczego miałaby być pusta?
- Nie wiem słońce. Może to taka luka, czasem tak się robi przy budowie domów.
Zaczęłam przyglądać się tej ścianie. 

Tato zszedł z drabinki, złożył ją i zebrał wszystkie narzędzia. 
- Nie martw się, jest masa miejsc, gdzie możemy je powiesić. Zejdź do mnie na dół żeby to dokończyć. 

Czego mu nie mówiłam, to to, że miałam głęboko gdzieś te miejsca, i że coś było nie tak żeby tak po prostu pusta ściana była na środku korytarza, która dzieliła dwa pokoje zostawiając pośrodku otwartą przestrzeń. 

Mój tato zszedł na dół nucąc czołówkę Gwiezdnych Wojen. 

Wstałam i podeszłam do ściany, po czym przyłożyłam do niej ucho i zapukałam, tak jak to zrobił ojciec. Pustka i echo, tego byłam pewna. 

Wiedziałam, że dom jest stary i dziwny, ale to było wyjątkowo dziwne, nawet tutaj. 

Odeszłam kawałek i spojrzałam na tą ścianę lustrując przerwę pomiędzy łazienką, a pokojem gościnnym. Wydawało się, że było wystarczająco miejsca na drzwi pomiędzy dwoma innymi. 

Wypatrywałam jakiegokolwiek kawałka odstającej tapety żeby dopatrzeć się zaklejonych drzwi, ale nic nie znalazłam. 

Stwierdziłam, że jest tylko jedna osoba, którą mogę o to zapytać. 

*** 

- Jane, to jest niebezpieczne. Twoi rodzice mogą się zjawić lada chwila, jaka sama powiedziałaś. 
- Od kiedy martwisz się o to, że zostaniesz zauważony? I tak prawie codziennie wkradasz mi się przez okno i chowasz się na tyłach mojego samochodu. 

Harry podrapał się po karku, kiedy wchodziliśmy po schodach. 
- No tak, ale nie pałętam ci się po domu. 

Posłałam mu znaczące spojrzenie. 
Wywrócił oczami. 
- No dobra, ale tylko jak nikogo nie ma.

Prowadziłam go korytarzem, a kiedy dotarliśmy na górę zatrzymałam się na przeciwko przerwy pomiędzy dwoma drzwiami. 

- Okej, więc ostatnio tata wieszał zdjęcia i... 
- Awww, to ty? - Harry wskazał na zdjecie, gdzie miałam trzy latka. 
Zarumieniłam się wywracając oczami, po czym trzepnęłam go w rękę. 
- Skup się. Tak jak mówiłam...
- No popatrz na te pyzate policzki, byłaś taka urocza. - Kontunuował patrząc raz na zdjęcie, a raz na mnie. -Widze podobieństwa, ale teraz masz trochę mniej dziecięcego tłuszczyku. Nawet wcale nie masz tłuszczyku, bo masz siedemnaście lat, a nie trzy, ale... 
- Zamknij się, Harry. 
- No proszę, no spójrz na siebie... - Spojrzał z powrotem na zdjęcie powstrzymując uśmiech. 
- Na miłość boską, czy ty mnie w ogóle słuchasz, Harry? 
Wyprostował się próbując się nie uśmiechnąć. 
- Przepraszam, mów dalej. 

Westchnęłam dramatycznie i odwróciłam się do ściany. 

- Mój tato próbował powiesić tutaj zdjęcie i okazało się, że jest pusta ściana. On uważa, że to jakaś specjalna luka, ale... - Wzruszyłam ramionami. 

Harry zrobił to samo co ojciec przykładając ucho do ściany, po czym w nią zapukał. Przytaknął. 
- Zdecydowanie pusta. 

Skrzyżowałam ramiona na mojej piersi. 
- Więc..?
Spojrzał na mnie zdezorientowany. 
- Więc co? 
- Czy pamiętasz, czy coś za tym było jak tu mieszkałeś? 

Odwrócił się do ściany po czym zaczął jej się przyglądać. Wyciągnął rękę i przesunął opuszkami po tapecie, chociaż nie wiedziałam po co - i tak tego nie czuł. Patrzyłam zaciekawiona jak spojrzał w górę, potem w dół, a później na całą przerwę pomiędzy drzwiami. 

- Nie mam pojęcia. - Ostatecznie stwierdził. 
- Jak to, nie masz pojęcia? 
- To znaczy, nic o tej ścianie nie pamiętam. - Odparł powoli. - Jednak coś mi się... z nią kojarzy. 

- Kojarzy jak?

- Jakbym był jakoś połączony. Ma to jakieś znaczenie? 

Wzruszyłam ramionami. 
- Pomyślałam po prostu, że to jest dziwne. 

Uśmiechnął się do mnie opierając się o ścianę. 
- Oddali ci już kluczyki do auta?

Jęknęłam. 
- Nie. - Powiedziałam. - Ale to zjada mnie żywcem i doprowadza do szewskiej pasji. 

Zaśmiał się unosząc ramię. 
- Znam skrót na cmentarz, jeśli chcesz zażyć troche świeżego powietrza i poimprezować z martwimi. 

Rozszerzyłam oczy. 
- Tak, proszę Boże, tak. 
Po prostu musiałam się wydostać z tego domu, nie ważne gdzie byśmy nie poszli. 

Harry się roześmiał stając prosto. 
- Zatem na co czekamy?

***

Kiedy Harry mówił "poimprezować z martwymi", to tylko w połowie żartował. 

Poprowadził mnie przez rzędy grobów wyjaśniając mi, że kiedy cmentarz pustoszeje martwi, którzy utknęli w Pomiędzy spotykają się tutaj. 

I najwyraźniej trzecia po południu w niedziele, to właśnie taka pora. 

Szłam blisko Harry'ego rozglądając się dookoła po wszystkich duchach tutaj zgromadzonych. Rozmawiali cicho ze sobą opierając się o groby, wszyscy mieli ten sam smutek w oczach co Harry. 

- Znasz ich wszystkich? -  Zapytałam go po cichu. 

Przytaknął, kiedy szliśmy w stronę jego grobu. 
- Trochę tak. 

- Nie zauważą, że ja nie jestem... no wiesz. 
- Nie, jesteś wystarczająco blada, żeby wzięli cię za ducha, chyba. 

Wgapiłam się w niego. 
- Wcale nie jestem taka blada!

Przygryzł wargę żeby stłumić śmiech, a ja strzeliłam go w ramie zanim przypomniałam sobie, że on gówno czuje. 

Zatrzymaliśmy się na przeciwko jego grobu. 

Spoczywaj w pokoju. 

Za każdym razem, kiedy to czytam troche mi się łamie za Harrego serce. 

- Dzień dobry, Harry. 

Spojrzałam w stronę skąd dochodził ten miękki głos. Drobna dziewczynka, wyglądała na dwanaście lat, nie więcej,  stanęła obok grobu Harry'ego. Jej włosy miały odcień bladego blondu, a oczy były koloru ciepłego karmelu. 

- Cześć, Em. - Powitał ją Harry. - Jak się masz? 

Wzruszyła ramionami. 
- Chyba w porządku. - Jej wzrok przeszedł na mnie. - A ty jak przeszłaś? - Zagaiła.

- Słucham?

- Pyta się ciebie jak umarłaś. - Powiedział Harry uśmiechając się pod nosem. 

- Oh, nie, ja nie... - Zaczęłam się wiercić. 

- Ona jest żywa. - Skończył za mnie Harry. 

Brwi Emy wyskoczyły do góry. 
- Żywa? 

- Jest moją przyjaciółką - Odparł chłopak. - Pomaga mi. 

W oczach Em pojawiła się iskierka oświecenia. 
- Oh, więc pewnie jesteś Jane. - Jej kości policzkowe uniosły się w delikatnym uśmiechu. 

Uniosłam brew i spojrzałam na Harry'ego. 
Wyglądał na speszonego. 

- Harry bardzo dużo o tobie opowiada. - Kontynuowała dziewczynka zakładając kosmyk włosów za swoje ucho. - Mówi jak to mu pomagasz odnaleźć jego zabójcę żeby mógł przejść na drugą stronę. Nie wspominając, że nazywa cię lekarstwem dla duszy. - Rzekła promiennie. 

- Wystarczy tego, Em. - Powiedział Harry. - Wynocha stąd. 

- Jak sobie życzysz. - Odpowiedziała melodyjnie Em, po czym odwróciła się i w podskokach się od nas oddaliła. 

Była taka młoda, a mówiła z taką elokwencją i mądrością. Zaczęłam się zastanawiać jak umarła i czemu utknęła w Pomiędzy. 

Spytałam, więc Harry'ego. 

- Wypadek samochodowy. - Odpowiedział. - Jej ojciec prowadził. Obwinia za jej śmierć siebie i do tej pory sobie tego nie wybaczył. Dopiero kiedy to zrobi, będzie mogła przejść na drugą stronę. 

- A co jeśli nigdy sobie nie wybaczy?

- Wtedy będzie musiała czekać aż umrze. - Chłopak wsunął ręce do kieszeni spodni. - Dużo martwych utknęło w Pomiędzy przez wybaczenie albo jego brak. Większość nic nie może  zrobić oprócz czekania. Są niewidzialni dla ludzi z ich poprzedniego życia, którzy potrzebują przebaczenia, więc muszą po prostu czekać. 

- Ty masz akurat farta.  
- Tak. Biorąc pod uwagę mój powód dla którego utknąłem mam łatwiej żeby się stąd wydostać. W każdym razie z twoją pomocą. 

Przyglądałam się jak Em siada na jednym z wyższych grobów, jej stopy zaczęły dyndać na brzegu. 

- Jak długo tutaj jest? - Spytałam. 
- Dziesięć lat. - Odpowiedział Harry. - Minęło dziesięć lat, a jej ojciec sobie tego nie wybaczył. 

Moje serce zabolało na myśl o tej dziewczynce i jej ojcu. 

- Wszyscy chcemy tego samego. - Rzekł chłopak. - Wszyscy chcemy przejść na drugą stronę. Wcześniej staraliśmy się sobie pomóc, ale to nie działało. Musisz załatwić wszystkie sprawy sama i w odpowiedniej kolejności żeby przejść. - Patrzył w dal, a w jego spojrzeniu przez chwile pojawiła się wrogość. 

- Albo z pomocą żywej osoby. 
Wrócił wzrokiem do mnie, a jego kąciki jego ust delikatnie się wykręciły jakby próbował się nie uśmiechnąć. 
- Oczywiście, przecież bym cię nie pominął. 

Harry usiadł na trawie gestem wskazując żebym usiadła obok niego. 

- Jakie jest znaczenie Pomiędzy? - Spytałam go przesuwając palcami po trwawie, kiedy usiadłam. 

- Chodzi o spełnienie. - Odparł. - Wydaje się małostkowe, ale każdy musi być spełniony żeby przejść na drugą stronę. 
- Przecież nikt nie może być w pełni spełniony, prawda?
- Tu chodzi o te duże osiągnięcia. Na przykład: znalezienie mordercy. - Uniósł kącik ust. - Ale masz racje. Małe osiągnięcia są pomijane, ale za to warte dokończenia, więc jesteśmy tutaj zesłani żeby je wszystkie zakończyć. - Wskazał na resztę martwych, którzy byli w Pomiędzy pełętających się po cmentarzu. 

- Więc kiedy znajdziesz osobę, która cię zabiła, to po prostu... znikniesz? 
- Nie dokładnie wiem. Nie wiem gdzie się znajdę, ale wiem że będzie lepiej niż jak jestem żyjącym martwym tutaj. 
- Żyjący martwy. - Powtórzyłam. - Z troche takim oksymoronem wyskoczyłeś teraz. 

- Ale to prawda. Znaczy, nie jestem do końca martwy, bo nadal chodzę po Ziemi. Ale też nie jestem żywy, bo jestem tylko skostniałym ciałem z działającym umysłem, bez oddechu. - Wzruszył ramionami. - Żyjący martwy. 

Spojrzałam na niego. Światło popołudniowego słońca oświetlało go odbijając się od jego bladej skóry. Ochylił się na rękach, a rękawy swetra podwinięte były do łokci. Nogi miał skrzyżowane, a twarz zwrócił w stronę nieba. Jego usta były blado różowe. Lekki wiatr poruszył ciemne loki chłopaka, a po chwli dołeczki w policzkach zaczęły się pogłębiać. Nigdy wcześniej nie widziałam chłopaka z tak czystym i subtelnym pięknem. 

- Normalnie, to sarkastycznie skomentowałbym jak to gapienie jest niegrzeczne. - Powiedział zbijajac mnie z tropu. - Ale wcale mi nie przeszkadza, że ty się na mnie gapisz. - Spojrzał na mnie uśmiechając się delikatnie. 

Odwróciłam szybko wzrok. 
- Nie gapiłam się. - Mruknęłam. 

- Gapiłaś się i to bardzo. - Odparł, a od łobuzerskiego uśmiechu w jego policzkach zaczęły formować się dołeczki. - Ale jak mówiłem, mnie to nie przeszkadza. 


______
Mam nadzieję, że się podobało i że zostawicie coś po sobie. 😊 

Pamiętacie, że pod hashtagiem #PhantomPL możecie dzielić się swoim odczuciami.

P.S. Życzę też wam udanego wieczoru czy tam dnia albo nocy, w zależności kiedy czytacie. ❤️

2 komentarze:

Każdy komentarz dodaje motywacji do tłumaczenia, więc pozostaw po sobie jakieś słowo. x