Zapraszam na moje autorskie opowiadanie When fight is not good enough. ♥ Pojawił się nowy rozdział.
_______
Oczy Harry'ego rozszerzyły się, a pod ich miękką zielenią zaczęła wzmagać się złość.
-
Nie ma mowy. - Powiedział lodowatym tonem.
-
Jenna powiedziała wyraźnie, że to oni
byli jedynymi osobami, które zamknęły śledztwo, Harry.
Potrząsnął
głową.
-
Jenna się myli, a ty nie jedziesz spotkać się moimi rodzicami. Co to w ogóle
jest za plan?!
- Co masz na myśli mówiąc, że się myli?
- Co masz na myśli mówiąc, że się myli?
-
Jenna nie wie niczego. Nie powinnaś była z nią rozmawiać. - Powiedział
krzyżując ręce na piersi zupełnie jak dziecko i odwrócił wzrok ode mnie.
-
Co jest z tobą? - Zapytałam marszcząc brew. - Spotkam się z twoimi rodzicami, a
ty się przymknij.
Zaczął
zachowywać się dziwnie, jego nogi
nerwowo podskakiwały. Nawet nie próbował na mnie spojrzeć.
-
Czy ty przypadkiem nie powinnaś być na zajęciach? - Zapytał mnie.
-
Nie przejmuję się tym.
-
A powinnaś.
-
Nawet ze mną nie zaczynaj. Rodzice już wystarczająco mnie pouczają. - Warknęłam.
Przymrużył
oczy.
- Nie pojedziesz
spotkać się z moją rodziną i kropka. – Powiedział wyjątkowo spokojnym głosem.
- Dlaczego nie? - Zapytałam pasującym do niego groźnym tonem.
- Dlaczego nie? - Zapytałam pasującym do niego groźnym tonem.
Spojrzał gdzieś przed
siebie zgrzytając zębami.
-
Ponieważ nie będą się mną więcej przejmować, nigdy więcej. - Powiedział patrząc
mi w oczy. - Ich to nie obchodzi.
-
O czym ty mówisz?
Wiem,
że gdyby mógł oddychać, to jego oddech byłby nieregularny i przyspieszony.
Jednakże jego klatka piersiowa nie podnosiła się, ani nie opadała tak, jakbyśmy
oboje tego chcieli.
- Albo wiesz co, - Powiedział
skupiając swój wzrok na mnie. - Dobrze. Pojedźmy zobaczyć moich rodziców. Tak
właściwie, to jedźmy nawet teraz. W tej chwili.
Spojrzałam się na niego
lekko zaskoczona.
-
No dalej, wsiadaj za kółko. Vancouver jest kilka godzin stąd.
-
Czekaj… mówisz serio?
Przytaknął.
- Pomagasz mi, więc
powinnaś to zobaczyć.
Przeszły mnie dreszcze.
Parę minut później,
jechałam autostradą z Harrym siedzącym na
tylnym siedzeniu, który opierał się o skrzynie biegów żeby móc ze mną
rozmawiać. Nastrój trochę mu się poprawił, ale nadal widziałam, że był na
granicy wytrzymałości.
- Miałeś rodzeństwo? -
Zapytałam.
Pokręcił głową.
-
Byłem tak jakby dzieckiem cudu. - Powiedział. - Na długo przed tym jak się
urodziłem moja mama myślała, że jest bezpłodna, ale jakimś cudem zaszła w ciążę.
Rodzice starali się o kolejne dziecko po tym, jak przyszedłem na świat, ale
bezskutecznie.
-
Próbowali adopcji?
-
Rozmawiali o tym przez jakiś czas, jak byłem młodszy, ale mi się ten pomysł nie
podobał. Chciałem, żeby ich uwaga była skupiona tylko i wyłącznie na mnie.
Przytaknęłam
przygryzając paznokieć kciuka.
Harry
spojrzał się na mnie.
-
Wiem o czym myślisz. - Powiedział lekko się uśmiechając. - Myślisz, że byłem
samolubny.
-
Co? Wcale tak nie pomyślałam.
-
No proszę cię. Nawet ja tak uważam. - Powiedział odchylając się z powrotem na
siedzenie. - Byłem rozpieszczonym, samolubnym bachorem i zmieniłem się dopiero
po śmierci.
-
To straszne.
Harry
zaśmiał się słabo.
-
W każdym razie nie jestem tak samolubny, jak mój zabójca.
-
Jak na to wpadłeś?
-
Musisz być bardzo skoncentrowany na sobie żeby zabić kogoś tylko po to, aby twoje życie stało się prostsze.
-
Nadal nie znamy motywu twojego zabójcy.
-
Nadal. Ale za to wiemy, że morderca jest samolubny. Na końcu, chodzi o to, żeby pozbyć się tego, który sprawił, że twoje
życie stało się trudniejsze.
-
Chyba masz rację.
-
Jednak nie do końca się mnie pozbyli. - Powiedział z uśmieszkiem, zaśmiałam się
słysząc te słowa.
- Dopóki nie dowiesz się kim oni są.
- Dopóki nie dowiesz się kim oni są.
Poczułam
na sobie jego wzrok i kątem oka zauważyłam, że jego uśmiech zbladł.
-
Co się dzieje? - Zapytałam patrząc się na niego przez dłuższą chwilę.
-
Nic. - Powiedział potrząsając głową. - Naprawdę nic.
Sprawdziłam
czas, jechaliśmy już kolejne dwie godziny. Właśnie wychodziłabym ze szkoły.
Boże, moi rodzice wyjdą z siebie i staną obok, jak wrócę do domu tak późno w
nocy, gdzie jeszcze na drugi dzień idę do szkoły, ale prawdę powiedziawszy, aż
tak bardzo mnie to nie obchodziło.
-
Jak zamierzasz przejść przez kontrolę celną przy granicy z Kanadą? - Zapytałam.
- To znaczy, jesteś…
- Potrzebujesz swój paszport. - Powiedział pochylając się do przodu i otwierając schowek. Wręczył mi mój paszport w i oparł się z powrotem o siedzenie.
- Potrzebujesz swój paszport. - Powiedział pochylając się do przodu i otwierając schowek. Wręczył mi mój paszport w i oparł się z powrotem o siedzenie.
-
Jak ty...
-
Miałem przeczucie, że będziesz chciała zobaczyć się z moimi rodzicami.
Wiedziałem, że to będzie nieuchronne.
-
A co z tobą? Wiesz, jesteś jakby… no martwy.
Uśmiechnął
się.
-
Nie mów mi, że zamierzasz być niewidzialny. - Powiedziałam. - To byłoby
naprawdę ekstra.
Zaśmiał
się.
-
Nie, Jane. - Zaczął. - Przykro mi, ale cię rozczaruję.
- Nie mógłbyś
przynajmniej spróbować?
Potrząsnął tylko głową wciąż
się śmiejąc.
-
Nie mogę zmienić się w niewidzialnego oraz nie mogę przechodzić przez ściany. W
każdym razie, nawet tego nie potrzebuję, żeby straszyć małe dzieci.
-
Bez jaj, co takiego zrobiłeś?
-
Nic wielkiego, postarałem się tylko, żeby słyszeli brzęczenie łańcuchów za
oknem, …i napisałem krwią wielki napis
"STRZEŻCIE SIĘ" na drzwiach od
garażu.
Zaczęłam
się bardziej śmiać.
-
Nie zrobiłeś tego.
-
No dobra, przyznaję, nie zrobiłem, ale Halloween się zbliża…
-
Oj tam, oj tam, jesteś za bardzo przyjaznym duchem.
-
Jak możesz. - Zakpił. - Mogę być naprawdę straszny.
-
Oh, tak. Jesteś absolutnie przerażający.
- Uśmiechnęłam się słysząc swój sarkazm.
-
Wiesz co, zamierzam cię przestraszyć. Co ty na to?
-
Nie dasz rady.
-
Uda mi się w środku nocy, kiedy będzie ciemno jak w grobie.
- Okej, spróbuj. -
Powiedziałam przygryzając wargę, żeby się nie roześmiać po raz kolejny.
- Tylko czekaj. - Powiedział dziecinnie. - Tylko czekaj.
- Tylko czekaj. - Powiedział dziecinnie. - Tylko czekaj.
W czasie, kiedy słońce
chowało się za horyzont, byliśmy już na granicy z Kanadą.
Harry powiedział, że
zna skrót, dzięki któremu przedostanie
się niezauważony przez granicę z Kanadą, idąc lasem. Przez przejście graniczne
przejechałam gładko, a po drugiej stronie Harry już na mnie czekał.
-
Tak w ogóle, to ile razy przechodziłeś przez tę granicę ? - Zapytałam go, kiedy
wsiadał do samochodu.
-
Chyba z tuzin. - Odpowiedział.
- Dlaczego tak dużo?
Harry
wzruszył ramionami, a jego wyraz twarzy
zmienił się na bardziej poważny.
Zakończyliśmy naszą podróż do Vancouver, gdy było ciemno na dworze. Harry skierował mnie do domu swoich rodziców. Ich hacjenda była bardzo podobna do tej, w której teraz mieszkam. Tyle tylko, że ta była nieco większa i wyglądała na nowszą.
Zakończyliśmy naszą podróż do Vancouver, gdy było ciemno na dworze. Harry skierował mnie do domu swoich rodziców. Ich hacjenda była bardzo podobna do tej, w której teraz mieszkam. Tyle tylko, że ta była nieco większa i wyglądała na nowszą.
-
Jesteśmy na miejscu.
Obserwowałam przez
chwilę Harry'ego. Miał zaciśniętą szczękę i zimny wzrok, który razem z jego
bladą skórą emanował tą dziwną, standardową oziębłością. - Czy powinnam po prostu…
zapukać?
Pokręcił głową.
- Chodź. – Powiedział.
Otworzył furtkę, a ja
weszłam zaraz po nim. Obeszliśmy prawie cały dom. Nagle złapał mnie za
nadgarstek, sprawiając, że zatrzymaliśmy się przed wielkim oknem. Z tej
odległości słychać było głosy z domu.
Ostrożnie zajrzałam do
środka.
Przy dużym stole w
jadalni siedziały dwie osoby, kobieta i mężczyzna. Kobieta miała ciemne włosy,
spięte w koka, a złote, długie kolczyki zdobiły jej uszy. Mężczyzna zaś, miał czarne
włosy z lekką siwizną. Był ubrany w granatowy garnitur. Podczas posiłku
rozmawiali i śmiali się, a ich jowialne głosy wypełniały pomieszczenie ulatując
przez okno.
Im dłużej się im
przyglądałam, tym większe podobieństwo widziałam między nimi a Harrym. Kobieta
miała jego usta i nos oraz kolor włosów. Natomiast mężczyzna miał ten sam wyraz
twarzy, oczy i był wysoki.
- Spójrz jacy są
szczęśliwi. - Powiedział niemalże z pogardą.
Spojrzałam na niego, z
każdą chwilą przyglądania się parze w środku, jego palce coraz bardziej
zacieśniały się na moim nadgarstku.
-
Czy nie tego chciałeś? - Zapytałam go, pilnując żeby mieć jak najcichszy głos.
- Żeby byli szczęśliwi?
-
Czy widzisz gdziekolwiek jakieś moje zdjęcie?
Rozejrzałam
się po ścianach pokoju. Niedaleko od stołu, przy drzwiach wisiały półki.
Zmrużyłam oczy, żeby dostrzec czy gdzieś w ramkach jest jego zdjęcie. Na żadnym
z nich nie rozpoznałam Harry'ego. Zatrzymałam wzrok na ostatnim.
Takie
samo znalazłam w pudełeczku, w dawnym pokoju Harry'ego, a teraz moim.
Rozpoznałam ten sam specyficzny uśmiech, ale w tym wszystkim jedyna różnica,
to, to, że był w prostej, czarnej ramce.
- Tam. - szepnęłam. -
Na końcu.
Oparł się lekko o mnie
i szukał wzrokiem zdjęcia. Ja z kolei przyglądałam mu się uważnie. Kiedy
odwrócił się, żeby na mnie spojrzeć, oddaleni byliśmy od siebie o zaledwie milimetry.
-
Powinni mnie opłakiwać, być w żałobie po mnie. - Szepnął. Niewątpliwie czułabym
jego oddech na mojej twarzy, gdyby tylko oddychał. Bycie tak blisko niego
sprawiało, że dreszcze wędrowały po moim kręgosłupie.
-
Może to robią. - Odszepnęłam. - Tylko tego nie widać.
-
Spędziłem tutaj całe dnie przyglądając się im. - Odpowiedział. - Od momentu kiedy
się tylko przeprowadzili, czekałem na jakąkolwiek oznakę żałoby u nich, ale się
nie doczekałem.
Nie wiedziałam co mu
odpowiedzieć, dlatego odwróciłam wzrok spoglądając w kierunku pary siedzącej
przy stole. Matka Harry'ego nalewała wino do kieliszka swojego męża. Kolor trunku
przypominał krew.
- Żyją swoim życiem, ze
mną w dalekiej pamięci. - Powiedział wprost do mojego ucha. - To sprawia, że
zastanawiam się, czy tak naprawdę ich znałem.
Nie myśląc zbyt wiele,
uwolniłam nadgarstek z jego uścisku i splotłam nasze palce. Ścisnęłam jego dłoń
zanim przypomniałam sobie, że przecież on tego nie czuł. Po smutku w jego oczach,
wiedziałam, że chciałby żeby tak było.
Uwolniłam swoją rękę.
-
Chyba powinnam zapukać i zadać im parę pytań.
-
Nie ma potrzeby.
-
Ale…
-
Powiedziałem nie, Jane.
Nie
odezwałam się.
Przyglądałam się dalej
parze przy stole. Patrzyłam, jak matka Harry'ego przechodziła obok półki ze
zdjęciami, trzymając w dłoniach brudne naczynia. Kiedy doszła do końca,
zatrzymała się na chwilę patrząc na ramkę ze zdjęciem Harry'ego. Oczekiwałam,
że jej twarz będzie pełna smutku, czy żalu po zmarłym synu, ale stała tam ze
stoickim spokojem, nie okazując żadnych z tych emocji. Po chwili odwracając
wzrok i poszła dalej.
***
Harry i ja poszliśmy
prosto na polanę, zaraz po tym jak wróciliśmy z Vancouver.
Było około północy i
byłam pewna, że moi rodzice nieźle się martwią. Mieszkając w Sacramento zawsze
starałam się wracać najpóźniej do domu, jeśli chciałam uniknąć ochrzanu.
-
Już wiesz o co mi chodziło? - Zapytał
Harry, siadając naprzeciwko wierzby. – Mają mnie gdzieś.
-
Dlaczego mieliby zamknąć śledztwo? - Rozmyślałam.
-
Nie zamknęli.
-
Ale Jenna…
-
Przecież powiedziałem ci, że się myli. Policja nie wyjaśniła dlaczego zamknęli
śledztwo.
-
Ale jest taka możliwość, prawda? Że twoi rodzice zapłacili policji, żeby
zamknęli tę sprawę.
Harry
przerwał na chwilę.
-
Tak, istnieje taka możliwość.
-
Powinnam była ich o to spytać. - Powiedziałam. - Twoi rodzice mogą mieć jakieś informacje…
-
Nadal nie załapałaś, prawda? - Odwrócił się do mnie, widziałam błysk w jego
oczach. – Żyją swoim życiem. W sumie nie wiem czy byli tak długo w żałobie.
Moja matka płakała na pogrzebie i to by było wszystko.
Obserwowałam
go chodzącego w tę i z powrotem.
-
Oni nadal powinni być załamani. Moja matka powinna płakać przed snem, a ojciec
powinien być zrozpaczony. Powinni szukać czegoś, co by ich rozweselało. Powinni
pamiętać o mnie, zamiast próbować zapomnieć, jak gdyby to była jakaś błahostka!
-
Może właśnie tak radzą sobie z żałobą. - Wtrąciłam. - Każdy inaczej sobie z tym
radzi. Nie możesz ich winić za to, że żyją dalej.
-
Mogę. Jeżeli byli tymi, którzy zamknęli śledztwo, to jak to wygląda? Nie włożyli
nawet wysiłku, w to żeby znaleźć moje ciało i mojego mordercę. - Splunął.
-
W tym momencie jesteś samolubny. - Powiedziałam. - Nie wiesz jak się czują. Widzisz
tylko to, co widać
z zewnątrz. Nie możesz żądać od nich, żeby byli zdruzgotani, bo może właśnie to jest ich sposób na radzenie sobie ze żałoba.
z zewnątrz. Nie możesz żądać od nich, żeby byli zdruzgotani, bo może właśnie to jest ich sposób na radzenie sobie ze żałoba.
- Co Ty
wiesz o żalu? Nigdy nikogo nie straciłaś!
W
tamtym momencie poczułam rosnącą w sobie złość.
-
Mylisz się.
-
Dobrze. Oświeć mnie. Kogo takiego straciłaś,
co? - Powiedział krzyżując ręce na piersi.
- Straciłam siebie dawno temu, nie pomyślałbyś, co? Przecież
tyle o nich wiesz. - Powiedziałam wskazując na blizny na moich nadgarstkach.
Harry się cofnął, a
poczucie winy przez chwile pojawiło się na jego twarzy.
- Masz rację.
Przepraszam. - Powiedział.
Obciągnęłam rękawy z
powrotem próbując przełknąć gule, która pojawiła się w moim gardle.
-
Jane. - Powiedział. - Przepraszam.
- Daj spokój. -
Odparłam odwracając od niego wzrok.
Harry usiadł na huśtawce
i ukrył twarz w dłoniach.
- Nie chodziło mi o to,
że chcę by byli nieszczęśliwi… - Powiedział. - Chciałbym być chociaż trochę
opłakiwany. Byłem ich jedynym synem. Dzieckiem cudu. Czy to o czymś nie
świadczy?
Spojrzał się na mnie z
oczami pełnymi smutku. Usiadłam na huśtawce naprzeciwko niego.
-
Chciałabym móc powiedzieć, że cię rozumiem.
- Też bym tego chciał.
Ściszyłam swój głos do
szeptu.
-
Harry, czy myślisz… - Przełknęłam ślinę. - Czy myślisz, że Twoi rodzice mieli
coś wspólnego
z Twoją śmiercią?
z Twoją śmiercią?
- Wszystko jest
możliwe. - Wyszeptał.
________________
Dobry. :)
Jeśli ktoś czytał to z rana, to miłego dnia, a jeśli zajrzał tutaj wieczorem, to miłego wieczoru i nocy. ♥
Mam nadzieję, że rozdział się podobał, bo tym razem (z moją małą, standardową korektą) wypłynął spod palców Magson.
Podzielcie się swoimi wrażeniami pod hashtagiem #PhatomPL.
Podzielcie się swoimi wrażeniami pod hashtagiem #PhatomPL.
Zapraszam do czytania Call Me Ella :)
Aha i jeśli ktoś z was ma Wattpada, to jeśli możecie, to też zagłosujcie na Phantom tam.
Do następnego. ♥
O piątej?! Serio?! XD Jezu, jakie szczescie, ze ucze sie na egzamin z matmy! Dzięki temu moge byc pierwsza! aw
OdpowiedzUsuńMASZ MI POWIEDZIEĆ JAK TY TAK WCZEŚNIE WSTAJESZ ?!? JAK ?!?
OdpowiedzUsuńJESTEM TERAZ W STU PROCENTACH POWAZNA XD rozdział taki awwwwww, ale chyba tylko dla mnie lmao , nie dziw się xd mam po prostu takie odczucie XDDD dobra, nie zasługuję na większą uwagę c: See ya ♡
Rzecz w tym, że ja nie wstaję
UsuńJa po prostu nie śpię.
Da bum tss. xd
Świetny rozdział, dziękuję @iamscarx
OdpowiedzUsuńSuper ! ;)
OdpowiedzUsuńCUDOWNE!
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się nexta!
@Hazz_You_And_I
badsidefanfiction.blogspot.com
mam przeczucie że rodzice są w to ostro zamieszani.. nie mogę doczekać się kolejnego ♥
OdpowiedzUsuńCudowny
OdpowiedzUsuńGreat ! Kiedy następny? ;)
OdpowiedzUsuńŚwietnie przetłumaczony :)
OdpowiedzUsuńDawaj następny!
OdpowiedzUsuńŚwietny
Tego typu opowiadan jeszcze nie czytalam i bardzo mi sie podoba ;) czekam na nn Xx
OdpowiedzUsuńPani Ola Styles
Swietny rozdzial . Kiedy nastepny?
OdpowiedzUsuńsuper rozdział kiedy next?
OdpowiedzUsuńkiedy next?
OdpowiedzUsuńsuper! genialne! next!
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do nagrody Libster Award! Szcegóły: http://trouble-fanfiction-zayn-malik.blogspot.com/ kocham twój blog xx
OdpowiedzUsuńSuper takie inne i to mi się podoba i wciaż czekam na kolejny rozdział:)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję,że się doczekam
Pozdrawiam Ewa
Kocham tego bloga, ale żeby rozdziału nie było prawie dwa miesiące to już lekka przesada...
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do Liebster Blogger Award :)
OdpowiedzUsuńSzczegóły tutaj---> http://onedirection1d-pain-and-payne.blogspot.com/2014/08/liebster-award-x5.html
Pzdr. <3
Zajebiste. Serio. I... Oh God,oni tak bardzo się do siebie zbliżyli... A to przecież nie ma przyszłości, bo w końcu Hazz to tak jakby walking dead xD
OdpowiedzUsuńDlaczego nie ma jeszcze naxta? Martwię się... :(((
Uwielibiam <3
OdpowiedzUsuń+
+
+
zapraszam do siebie:http://revenge-harry-fanfiction.blogspot.com/